Ai |
Wysłany: Śro 10:58, 15 Lut 2006 Temat postu: GothLand one |
|
Moje opowiadanie. Proszę o przeczytanie i komenty ;). Właściwie to jest narazie początek końca... Niedługo nadejdzie nowa część...
GothLand
Śnieżyca spowiła bielą GothLand, tak, że ciemności tej krainy stały się oświetlone.
Zima, krainę ową kochała nadmiernie.
Tak więc mrozy białą sukmaną otaczały rozległe pola i łąki, a przede wszystkim nieśmiertelne lasy.
Pola Elizejskie rozciągały się tutaj, tunele podziemne łączyły koniec z końcem...
Góry zasypane doszczętnie śniegiem, niczym lodowe rzeźby stały dumnie.
A wszystko to było nierealne.
Nie było tego, i nie ma. Nie istnieje. Nie wierzy pogłoskom, które ją chwalą, albo mieszają z błotem.
Ona jest niczym, ona jest magią.
Stała naprzeciw lustra uśmiechając się do siebie.
Mały anioł. I w istocie miała skrzydła. Złote, długie włosy opadały na ciemnofioletową sukienkę...
Rubinowe, błyszczące oczy, podniecone wargi szeptały...
Aż w końcu pojawiła się Ona .
Dziewczynka zaśmiała się, krzyknęła.
Śmiech biegł po ciemnych lochach komnat...
Gdyby choć raz ujrzeć słońce, słońce, którego nie ma.
Dziewczynka odwróciła się w stronę okna, gdzie Ona spoglądała z nicością.
Był to błąd Elizyen, ponieważ musiała Ją kontrolować, zaklinać lustro i wypowiadać zaklęcia.
Elizyen patrzała blado na śnieg, słysząc z daleka krwawe okrzyki.
Zakołysała się z nudy na palcach i kołysząc się tak, śpiewała, co jej przyszło na myśl.
Nagle poczuła na swojej małej, bladej ręce uścisk. Zimna to była ręka, jakaś... nieżywa.
Lekko wilgotna i napawająca strachem.
Dziewczynka urwała kołysankę i powoli zaczęła się odwracać. Chciała wiedzieć, do kogo należy ręka... Powoli obracając się, powoli tracąc..
Odwróciła się, stanęła naprzeciwko lustra.
Rubinowe oczy zaszły bielą, potem powstały lazurem.
Dziewczynka szarpała się. Jęczała : ,, Zostaw mnie, zostaw mnie, proszę...’’ jednak istota miała satysfakcję, władzę...
Zabierała powoli energię Elizyen, choć trudno jej to przychodziło.
Dziewczynka jeszcze raz krzyknęła, jej krzyk zagłuszył nawet walenie o drzwi.
Kładka jednak szczelnie zatrzasnęła drzwi... Poza tym nikt nie mógł przeszkadzać Elizyen oraz Jej ...
Wreszcie Ona wydała z siebie syk, głuchy szept zakończył Jej trwanie.
Musiała odejść. Puściła rękę Elizyen.
W tej samej chwili drzwi komnaty rozwarły się.
Wpadły Nimfy Śmierci z przerażeniem na twarzach.
Były jak zwykle blade, z rudymi włosami sięgającymi ramion, wszystkie prawie identyczne.
Z jednym wyjątkiem ; każda z nich nosiła inne znamię.
Wiedziały, że Elizyen niesie spustoszenie. Że one nie mogą przebywać w jej towarzystwie.
Po prostu umierały. Najsłabsze Nimfy Śmierci upadły już u wejścia do komnaty, zwijając się w przedśmiertnych konwulsjach.
Nie trwało to długo; dana Nimfa Śmierci istota stworzona z wody upadała jęcząc.
Był to bardzo nieprzyjemny dla ucha jęk. Nimfa taka zwijała się przez parę minut w konwulsjach, rzucając się z boku na bok. Potem zaś szybko zamieniała się w kałużę czarnej krwi.
Nimfy zostały stworzone przez swych władców z wody, miały służyć przede wszystkim rozrywce, ale także być niańkami- pilnować dzieci.
Jednak pilnowanie Elizyen przychodziło wszystkim z trudem- dziewczynka ta bowiem odstraszała zimnem, jakie od niej wibrowało.
Elizyen zabijała. Motyle, nawet kwiaty na polach.
Ponieważ siała spustoszenie przebywała cały czas w zamkniętej komnacie zamku.
Elizyen prawie nigdy nie wymawiała słów, ani nawet pojedynczych sylab- nie miała z kim rozmawiać.
Tym razem cios zadany jej był zbyt wielki, już wiele razy Ją przywoływała, nie zawsze przychodziła, dawno nie widziała Jej... A Ona ją zraniła...
Przez Elizyen przemawiała zazdrość i nienawiść.
Dlaczego ona ma leżeć i syczeć z bólu?
Nimfy próbowały jakoś uratować Elizyen, nic z tego...
Anioł unicestwiał stopniowo dusze istnienia Nimf.
Najsilniejsza z nich została jednak, nie bała się, najwidoczniej wiedziała, jak postępować.
To wzbudziło w Elizyen jeszcze większy gniew.
Rubinowe oczy stanęły naprzeciw szkarłatu oczu Nimfy.
Nazywała się Dantarlee.
Miała na ramieniu znak : kruka i miecz.
Znaczyło to, że jest silna.
W istocie była silna. Ale nie tak bardzo, aby nie posłuchać Elizyen.
-Klękaj- rzekła dziewczynka nie spuszczając Dantarlee z oczu.
Nimfa posłusznie wykonała tę czynność, była jednak sprytna, rozumna i posiadała dużo wolnej woli.
Uniosła oczy w górę spoglądając na Elizyen...
Dziewczynka była zajęta narzucaniem na Dantarlee więzów, nie liczyło się nic, tylko wygrana...
Nimfa jednak była starsza od Elizyen i nie myśląc nad konsekwencjami, chwyciła dziewczynkę za kostkę. Elizyen straciła więź z zaklęciem pętającym, upadła z głuchym łomotem na podłogę. Nie pomyślała nawet, że Dantarlee mogłaby wywinąć się z więzów.
Widać Ona musiała ją bardzo osłabić. Widać wyssała z niej większość energii...
A teraz tylko zaklęcie ją osłabiło...
Elizyen- co do niej niepodobne- zaczęła płakać...
Oczy zaszkliły się turkusem... Rubinowe, słone łzy spływały powoli na posadzkę...
Dantarlee powstała szybko, odsunąwszy się w dalszą część komnaty, nie odeszła, patrzyła, jak Elizyen kona...
Ona jednak nie zamierzała umrzeć, dopóki nie zemści się na Dantarlee...
Dziewczynka ostatnimi resztkami sił zaczęła się czołgać po posadzce jęcząc...
Wśród jęków słychać było jeszcze coś innego.. Zaklęcie?
Nimfa pomyślała jednak, że dziewczynka umiera, nie ma już sił na zaklęcia...
Więc co to było? Syczała...
I tak długo utrzymywała się przy życiu...
Czołgała się dalej... Za nią zostawały ślady czarnej krwi...
Dobrnęła wreszcie celu, wyciągając grzbiet niczym kot, jednym zręcznym odruchem chwyciła włosy Dantarlee... Jej małe ręce zaplątały się we włosy, Nimfa razem z dziewczynką upadła na posadzkę...
Elizyen swoje gorące, cieknące krwią ręce zatopiła w ciele Nimfy...
Dantarlee upadła z wrzaskiem. Nie wiedziała...
Przez niedomknięte powieki końca widziała jeszcze jak Elizyen rozpływa się w kałużę czarnej krwi...
I jak ? ;) |
|